sobota, 18 listopada 2017

Pierwsza samodzielnie wywołana i zeskanowana klisza

Długo się za to zbierałam, ale w końcu kupiłam. Skaner do kliszy. Miałam trochę problemów z jego użytkowaniem, bo kupiłam najbardziej przedpotopowy jaki chyba istnieje, ale chciałam tylko potestować, sprawdzić jak to działa i mieć coś na początek. Z czasem na pewno zainwestuję w coś lepszego, bo niestety jakość tego urządzenia przerzuca się także na jakość odbitek.


Milion razy pisałam, jak ważna dla mnie jest fotografia analogowa. Technologia idzie nieustannie do przodu, na rynku pojawia się coraz lepszy sprzęt fotograficzny - cuda, wianki na kiju. Super, że tak się dzieje, jednak ja w tym wszystkim pozostałam tradycjonalistką i nie wyobrażam sobie, gdyby stara forma fotografii miała nagle przestać istnieć. Robiąc zdjęcia lustrzanką analogową, montując do niej film nabieram momentalnie pokory i wiem, że materiał, który wykorzystam na poszczególne klatki powinien być mądrze dobrany.


Na sprzęt cyfrowy wydamy obecnie więcej pieniędzy, lecz właściwie nie ma ograniczeń w naciskaniu spustu migawki. W przypadku fotografii analogowej sprawa wygląda troszkę inaczej. To seria ciągłych wydatków. Film, chemia potrzebna do wywołania - te materiały zużywają się nieustannie i ciągle trzeba w nie inwestować. Nawet, jeśli nie wywołujemy filmu samodzielnie płacimy za usługę ciemni, która zajmuje się tym procesem. Osobiście jednak wolę od czasu do czasu wydać te pieniądze i mieć satysfakcję z tego, że obrazy, które wywołają się po całym misz-maszu chemiowym są od początku do końca moje. Satysfakcja po tym wszystkim jest olbrzymia.


Jak można zauważyć - jakość zdjęć jest bardzo specyficzna. Niektórzy powiedzą, że okropna, zła, czy coś. Ja tam kocham klimat tego rodzaju zdjęć. Niektórzy fotografowie specjalnie uszkadzają kliszę, eksperymentują z nią na różne sposoby (osobiście chciałabym wypróbować i opisać eksperyment z gotowaniem filmu) by nadać im odpowiedniego klimatu. Bardzo lubię fakturę tych zdjęć. Wiele razy próbowałam w taki sposób przerabiać zdjęcia cyfrowe powiększając ziarnistość kadrów, jednak no niestety - nigdy efekt nie był tak autentyczny jak w przypadku zdjęć analogowych.


Specyfika faktury jest niepowtarzalna. Pokora, jaką uczy mnie fotografia analogowa to coś bardzo cennego i uważam, że każdy foto-amator powinien wypstrykać chociaż jedną kliszę i wywołać ją albo samodzielnie w ciemni (dla bardziej ambitnych), albo zlecić to labowi. W aparatach analogowych wszystko musimy ustawiać ręcznie, dlatego jest to świetna okazja do tego, by pojąć podstawowe pojęcia w fotografii i umieć je zastosować: czułość, przysłona, ekspozycja. Nic nas tego lepiej nie nauczy, jak własnie stara lustrzanka i praktyka.




6 komentarzy:

  1. Fajnie, że interesujesz się taką fotografią. Sama chciałabym kiedyś samodzielnie wywołać jakieś zdjęcie :) Z jakością nie jest tak źle, fajny klimat!
    ✾ I'm Dollka Blog ✾

    OdpowiedzUsuń
  2. Lubię analogi, ale to nie dla mnie. Efekty lubię mieć teraz od razu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też, fotografią analogową zajmuję się dodatkowo. Sama chcę teraz kupić nową lustrzankę, bo jednak możliwości są większe. Po prostu lubię wracać do korzeni i o nich pamiętać. Są najlepszym źródłem inspiracji i wiedzy.

      Usuń
  3. Takie zdjęcia mają w sobie jakąś magię :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Magię tworzenia bardziej (dla mnie) odczuwalną, niż przy obecnej fotografii cyfrowej.

      Usuń