wtorek, 19 grudnia 2017

Przechodzień w ogrodzie


Jeżeli zza gór to pewnie Bóg
Jeżeli z dolin to diabeł
Jeżeli krew cieknie mi z ust
To twój musiał być kamień

Wszystko zapisane jest
W niewyraźny szum
Czy mnie uchronisz Panie
Gdy przyjdzie po mnie tłum?

Przed oknem płoną kukła i krzyż
Zamęt ucieszy tyranie
W porcie niepokoją się łodzie
Co ma się stać się stanie tam

Wszystko zapisane jest
W niewyraźny szum
Czy mnie uchronisz Panie
Gdy przyjdzie po mnie tłum?

Każdy nosi w sobie swą opowieść
Każdy własny zakręt ma przy drodze
Proszę ulecz moją klaustrofobie
Może wtedy z tobą się pogodzę

Za moim oknem zaskrzypiał żwir
To mógł być przechodzień w ogrodzie
Jeżeli zza gór unosił się dym
Wcześniej urodził się ogień

Wszystko zapisane jest
W niewyraźny szum
Czy mnie uchronisz Panie
Gdy przyjdzie po mnie tłum?

Ci piękni, ślepi młodzieńcy
Wszyscy zostaną straceni
Im wszystkim ziemska siła ciążenia
Ciężarem jest nie do zniesienia

Wszystko zapisane jest
W niewyraźny szum
Czy mnie uchronisz Panie?
Gdy przyjdzie po mnie tłum?

Każdy nosi w sobie swą opowieść
Każdy własny zakręt ma przy drodze
Proszę ulecz moją klaustrofobie
Może wtedy z tobą się pogodzę




tekst: Strachy na Lachy - Przechodzień w ogrodzie




wtorek, 12 grudnia 2017

Czyżby brak weny?

Dobrze jest mieć pasję, która się kocha i której się człowiek ciągle poświęca. Od zawsze chciałam tworzyć coś swojego i od zawsze wiedziałam, że będą to zdjęcia. Potrafię nagle wstać z fotela, złapać za aparat i robić zdjęcia wszystkiemu, co się rusza i nie tylko. Nadchodzą jednak momenty, kiedy po prostu cała ta euforia, chęć i motywacja umyka przez palce, czego dowodem jest choćby poniższe zdjęcie. Nie uważam, że jest złe. Problem z nim jest taki, że jest jedno jedyne, które nadaje się jako tako do publikacji (a i tak się zastanawiałam). Od piątku do dziś, czyli w sumie 4 dni byłam na wyjeździe u rodziny R. i tylko tyle udało mi się stamtąd przywieźć.





Była masa okazji do dobrych kadrów. Dom w którym mieszkaliśmy przez ten czas był pełen ludzi, gwaru, śmiechu, rozmów. Dzieci biegały, bawiły się. Pies szczekał, wylegiwał się na ganku. Był tam piękny, wiejski klimat, ponieważ ludzie mieszkający tam żyją głównie z rolnictwa na ogromną skalę (środkowa polska). Widziałam krajobraz, którego na co dzień nie mam, więc to doskonała okazja do wyłapania jego specyfiki, a mimo wszystko jakoś tak... nie chwyciłam za aparat, nie wyszłam na spacer, nie spojrzałam na to wszystko własną perspektywą. Czuję się źle z tym, że z góry sama jakoś założyłam sobie to dziwne ograniczenie myślowe z rodzaju: "na pewno nic nowego już stąd nie wywiozę". A przecież tak bardzo lubię tamten rejon, tamtejszą mentalność. Dobrze się tam czułam i smutno było wracać na to nasze południe.
Ceglana stodoła porośnięta bluszczem z kontrastowymi drzwiami i małymi okienkami. Pan K. uzupełniający ten krajobraz swoją postacią w granatowej kurtce i gumowcach z psem u boku. No ja was błagam, jak można było tego nie sfotografować? Na własne życzenie pozbawiłam się takich fajnych pamiątek i dobrego dokumentu. Z jednej strony wiem, że ludzie, którzy coś tworzą miewają zastój w swej twórczości. Każdy miewa kryzysy i musi sobie z nimi radzić. Nawet ośmielę się powiedzieć, że to jest bardzo potrzebne. Uświadamia to nieraz, czy aby na pewno to, czym się zajmujemy jest naszym powołaniem. Ja również przerabiałam takich kryzysów setki, jednak gdy tylko nadarzała się jakaś dobra okazja, oderwanie od rutyny - momentalnie wracała motywacja i ręce same sięgały po sprzęt. Pisze to wszystko, bo nie potrafię sobie tego sama przed sobą wytłumaczyć. 

To do mnie nie podobne. Może to zabrzmi śmiesznie, ale trochę się przestraszyłam. Najgorsze jednak było to zderzenie ze świadomością, gdy już siedziałam w samochodzie i czekałam mnie 5 godzinna podróż do domu - że zmarnowałam 4 dni pod tym względem i nie wiozę żadnego, fajnego wspomnienia w postaci zdjęć mimo, iż było w sumie wiele ku temu okazji. Mam nadzieję, że to tylko jeden taki epizod. Wiem, że to może brzmieć jak bełkot w rodzaju: "omg, fotografia to moja pasja, powinnam fotografować, bo jak nie to o matko, zatracę tę pasję i w ogóle, co ze mnie będzie za artystka". Nie zmuszam się do tego i nigdy nie zmuszałam. Zwykle ta chęć dokumentowania przychodzi naturalnie, nawet jej nie zauważam. Jest i już. A teraz jej nie było i nawet sobie tego nie uświadomiłam przez te całe, 4 dni. No, poza tym błyskiem jednym jedynym, którego efekt widzicie powyżej. Nastąpił w najspokojniejszej porze dnia, gdy siedzieliśmy wszyscy w saloniku i czekaliśmy na gości a ciotka piekła ciasto. Cyknęłam jedno zdjęcie i odstawiłam aparat z powrotem do torby. 

Jak mówię: czasem ten zastój twórczy, brak weny jest potrzebny, by zadać sobie pytanie, czy aby na pewno, to, co robię jest dla mnie ważne? Jeśli w pewnym momencie życia zaczyna nam tego brakować, to wtedy wiadomo, że tak. Jeśli się okaże, że już więcej o tym nie myślimy - szukamy dalej. Cieszę się, że pomimo tych wszystkich kryzysów zawsze prędzej, czy później tej sztuki mi brakuje i ciągle żyje we mnie to przekonanie, że być może w tym tak na prawdę jestem dobra i to tak na serio mnie kręci i wciąga. Nie lubię jednak, gdy trwa to długo i zjawia się nagle. Czuję się, jakbym przespała trochę te 4 dni mimo, iż były tak wspaniałe, bo przecież spędzone w gronie bliskich mi ludzi.




 

poniedziałek, 4 grudnia 2017

Ucieczka


Chciałabym czasem wsiąść do pociągu/autokaru i wyjechać. Stracić się w świecie. Zatęsknić. Zachwycić się krajobrazem, który nie wrósł w moje kości. Doświadczyć codzienności tak bardzo odległej. Nieoswojonej. Tajemniczej. Chciałabym zgubić się na leśnej ścieżce. Czuć mróz na policzkach i mieć przemoknięte skarpety. Ogrzać się gorącą herbatą i ruszyć dalej przed siebie. Chciałabym uciec. Śpiewać w samotności. Ulepić samotnego bałwana, którego porzucę w środku świata bez wyrzutów sumienia i ruszę dalszą drogą w nieznane. Bez celu i zamiaru.