Jakiś czas temu postanowiłam sobie, że się zdystansuję od całego, internetowego świata. Byłam osobą, która dzień zaczynała odpaleniem wszelkich portali społecznościowych, scrollowaniem ekranu. Dopiero potem był czas na mycie zębów, toaletę i jakieś śniadanie. W ciągu dnia łapałam się na tym, że odruchowo sięgałam po telefon i znów scrollowałam ten sam, nic nie wnoszący w moje życie stek instagramowo-facebookowych bzdur. Kiedyś zrobiłam sobie szybki rachunek i dowiedziałam się, że średnio w ciągu dnia na tego typu aplikacjach potrafiłam spędzać... nawet do 7-8 godzin. Potem do tego doszły rachunki, ile godzin straciłam w skali roku i tak dalej. Jestem przerażona. Tymbardziej, że dalej jestem w miejscu, kiedy to moi znajomi kończą już studia, zakładają rodziny (Póki co nie chcę rodziny zakładać. Podaję ten przykład tylko po to, żeby wzmocnić... "dramaturgię" sytuacji mówiąc żartobliwie) a ja nie wiem, w którą stronę mam iść. Co wybrać, czym się zająć. Tzn jakieś tam plany były, ale brakuje mi tej takiej wiecie, ikry, która pozwoli mi na postawienie najważniejszych kroków w kierunku tego, by zacząć to wprowadzać w życie: podejmowanie decyzji nie jest moją mocną stroną. Chyba nie lubię się ze zmianami różnej maści. No, ale nie o tym miałam....
To, że spędzałam tyle czasu przed takim małym ekranikiem dosłownie mną wstrząsnęło, jednak na tym się nie skończyło. Nie wiem, skąd na mnie tyle olśnienia spłynęło, ale czymkolwiek jesteś siło, która to uczyniła - dziękuję. Jak tak sobie to wyobrażam, to mogę to porównać do tego takiego pstryknięcia palcami, kiedy chcemy, żeby ktoś wybudził się z transu. Dokładnie to takie coś. W ślad za jednym olśnieniem przyszło drugie. Coś w stylu: "A teraz, skoro już zdałaś sobie sprawę z tego, jak dużo życia utopiłaś na facebooku i instagramie spójrz, jak wiele jego dotychczasowych elementów, tak zwane tu i teraz, jest nasiąknięte treściami, które bezmyślnie przyswajałaś". Rozejrzałam się dookoła i nagle zdałam sobie sprawę, że w sumie, to faktycznie. Chłonęłam z wirtualnego świata wszystko: jak ktoś coś polecił, to uznawałam, że ja też muszę to mieć. Bez zastanowienie potrafiłam wywalić kasę na kosmetyki, których absolutnie nie potrzebowałam tylko dlatego, że jakaś influencerka powiedziała, że to jest dobre (mimo iż kurwa wiemy, jak to działa). Chciałam wyglądać jak te wszystkie dziewczyny z instagrama, mieć symetrycznie poukładane śniadanie na talerzu i toaletkę zawaloną tylko markowymi, "górnopółkowymi" kosmetykami. Koniecznie musiałam mieć wszystkie nowości rynkowe, bo przecież... no kurde. No po co?
Zawsze uważałam się za inteligentną osobę, która wie, jak działa współczesny świat. Myślałam, że zdaję sobie sprawę z tego, jak działają reklamy i jaki wpływ maja na nasze życie niektóre treści. Od dawna nie oglądam telewizji, nie słucham radia, bo zwyczajnie rzygać mi się chciało od ilości reklam i tego, że każdy wmawiał mi, co mam jeść, co pić, co oglądać. A tu proszę... Jedna, wielka, hipokryzja. I teraz powiedzcie mi, jak mam znać swoją tożsamość i mieć świadomość tego, kim jestem, skoro brnę jak owieczka w to wszystko bez żadnego filtrowania tego, co oglądam?
Ulegałam wszelkim trendom, chciałam być trendy tak bardzo, że zatraciłam własną osobowość. I teraz z całej tej sterty śmieci, tandety i hipokryzji muszę zacząć walczyć o to, by znaleźć to, co autentyczne i na prawdę moje. Stałam się bardziej świadoma. Mam przynajmniej taką nadzieję. Trendy były, są i będą. Co chwila wychodzi nowa paleta, nowa kolekcja ubrań, co chwilę co innego jest modne, a my co? Pędzimy za tym na oślep, bo przeciez trzeba się wpasować. Nie daj Boże ktoś jeszcze pozna naszą osobowość. Bo chyba stąd się to bierze - łatwiej udawać kogoś, kim się nie jest, niż starać się siebie poznać. To wymaga wiele wysiłku, by umieć wyodrębnić z tego bajzlu to, co nasze, prawdziwe. Niektórym się nie chce. Mi na przykład na prawdę się nie chciało. Uważałam, że przecież taka jestem. Jeszcze raz, dziękuję Ci, olśnieniu.
Zainspirowałaś mnie, żeby zrobić odwyk od scrollowania. Bo choć może udało mi się zachować dystans od tych wciskanych trendów i produktów, tak zwyczajnie przeraża mnie, ile czasu potrafię zmarnować na bezmyślnym scrollowaniu. Nie każdy potrafiłby się przyznać przed sobą do tego, to Ty, także brawo dla Ciebie i powodzenia!
OdpowiedzUsuńDobrze, że też moge kogos do czegos zainspirowac. Sprobuj. Mi sie przez to zyje wolniej, spokojniej.
UsuńWow, czytam to, co piszesz i sama robię szybki rachunek sumienia i ... ciesze się, że ja tak nie działam. Dużo spędzam czasu w internecie to prawda (jednak więcej w grach z ludźmi - prowadzę gildię - niż na facebook, tweetera i innego instagrama nawet nie posiadam a moj telefon ma jedynie messangera i gadu - do rozmów), ale reklam nie cierpię nie kupuje produktów z polecenia i zauważyłam, że jak cokolwiek mnie zajmie to nie mam białej gorączki bo nie obejrzałam dziś demotów. A kurcze. Zawsze mi się zdawało, że jestem uzależniona ^^
OdpowiedzUsuńGranie to co innego, przynajmniej zawiera sie jakies znajomosci. A tak to potem widze jak ludzie doslownie wszedzie siedza z nosem wlepionym w ekran. Sama tak do niedawna robilam i zauwazylam, jak bardzo ograniczyly mi sie relacje z bliskimi. Nosz kurde, tak nie moze byc.
UsuńDobrze, że w porę zauważyłaś, że coś jest nie tak. Niektórzy ludzie potrzebują lat, by dostrzec swoje ułomności. Cóż, ja też mam swoje, ale te "demony" staram się trzymać na dystans. Nie wykluczyłam ich ze swojego życia, ale ograniczam ich dostęp do mnie. Również zrezygnowałam z radia i telewizji, a internet to dla mnie tylko pomoc pracy i realizacji pasji. Czy zatraciłam się w tym świecie? Wydaje mi się, że nie. Nie chcę biec na siłę za tłumem, zresztą nie lubię tego. Ja to ja. Po prostu.
OdpowiedzUsuńMi tez to zajelo dobrych pare lat. Odkad skonczylam 10 lat mam w domu komputer. Wczesniej bylo to tylko granie w glupie simsy. Juz nawet boje sie liczyc ile cennego czasu zostawilam tej grze no ale bylo minelo.
UsuńTez nie chodzi o to, zeby ograniczac to do zera, bo wszystko jest dla ludzi. Tylko trzeba sie nauczyc korzystac z tego z umiarem. Jak z wszystkim no
Jakiś czas temu też zdałam sobie smutną sprawę z tego, że zbyt dużo czasu spędzam w sieci i od tego czasu staram się jeden dzień w tygodniu być offline.
OdpowiedzUsuńO prosze! Dobry pomysl w sumie. Chyba tez pomysle nad taka opcja. Ostatnio mocno marzy mi sie zycie bez internetu xd chyba sie starzeje
UsuńGdzieś czytałam artykuł o tym, że ludzie są przemęczeni Internetem. Wielki szał na sieć już minął i coraz więcej ludzi ucieka 'do korzeni' przez co bardzo popularne stają się takie szkoły przetrwania. Jakoś to się nazywa, ale na chwilę obecną nie potrafię sobie przypomnieć nazwy. W każdym razie chodzi o to, że zbierasz ekwipunek i idziesz w las, góry, czy gdzie tam Cię poniesie, nocujesz pod namiotem i przede wszystkim wędrujesz :)
UsuńA to super rzecz. Sama czekam do wrzesnia z ogromna niecierpliwoscia, bo wyruszam w Bieszczady na tydzien takiego wędrowania. Wiesz moze gdzie znajde ten artykul?
UsuńNie mam pojęcia, ale w wolnej chwili spróbuję go odnaleźć.
UsuńSpędzam dużo godzin przy komputerze/telefonie w sumie nie liczę ile, musiałabym się skupić są dni kiedy jestem przed ekranem prawie non stop a są dni, kiedy nie mam na to czasu. Jakoś to się pewnie wyrównuje :) Zdaję sobie sprawę, że jestem uzależniona, głównie od bloga i całej blogosfery bo praktycznie tylko na tym się skupiam. I dobrze mi z tym. Nie chcę tego zmieniać :D Ograniczyć, może w przyszłości jak myśleć będę o rodzinie, teraz... czytanie blogów to moje ulubione zajęcie w wolnej chwili. No i jeszcze oglądanie filmów. Też online.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko myszko :*
Wiesz, jesli sprawia Ci to przyjemnosc i nie zaniedbujesz przy tym innych obowiazkow to nie ma o czym gadac. W moim przypadku bywalo tak, ze potrafilam zaniedbac bardzo duzo waznych rzeczy przez instagrama. Stracilam cholernie duzo czasu, bo ogladalam zycie innych zamiastu skupic sie na sobie. Przestalam tak robic i klade teraz nacisk na inwestowanie tego czasu w siebie. I zauwazylam ze nagle zaczelam odkrywac w sobie nowe rzeczy o ktorych nie mialam pojecia: zaczely mnie interesowac nowe rzeczy, chce sie uczyc itp
UsuńPodejmowanie decyzji również nie było moją mocną stroną. W ostatnim czasie miałam taki ,,kryzys" bycia. Rozwiązały go dwie inspirujące osoby - bratnie dusze, które spotkałam na swojej drodze. Obie to zupełnie obce osoby, z jedną zamieniłam kilka słów, Druga jest blogerką. Obie są osobami, które rzuciły bezpieczne życie w mieście, dotychczasowych partnerów czy nawet prace po to, by spełniać marzenia. I wiesz, postanowiłam zrobić to samo. To rozwiało wątpliwości dotyczące tego, w którą stronę chcę iść. Stworzyłam własny świat - pełen magii. Zresztą napisałam o tym ostatni post.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Samodiwa
https://samodiwa.blogspot.com
To wszystko dla pięknie brzmi, jak to piszesz i szczerze Ci powiem - zazdroszczę, że potrafiłaś rzucić wszystko i wyjechać w życiowe "Bieszczady". Tylko ja nawet nie bardzo wiem, dla czego miałabym rzucać wszystko. To nie jest chyba w naturze człowieka, by tak skakać w przepaść, nie wiedzieć, na czym mogłoby się stać po nagłej zmianie dotychczasowego życia. Jednak jest mi w życiu potrzebny stabilny grunt. Po prostu nie wiem, za czym mogłabym tak w ślepo pójść. I chyba to jest mój największy problem.
UsuńJuż wiele razy podchodziłam do ograniczenia Internetów i wciąż ponoszę na tym polu klęskę.
OdpowiedzUsuńMi też nie idzie jakoś super rewelacyjnie, ale próbuję i wiem już teraz, że zmienia to mocno moje nastawienie do życia. Warto próbować.
UsuńNajważniejsze, że w porę zauważyłaś co ''zjada'' Twój czas, życie. Ograniczenie internetu do dobry pomysł, by zacząć spotykać się ze znajomymi i zamiast tego prowadzić bardziej aktywny tryb życia.
OdpowiedzUsuńNiektóre rzeczy są nam kompletnie niepotrzebne, a mimo wszystko kupujemy je bo ktoś znany je polecił. To jest właśnie siła reklamy i marketingu. Trzeba kierować się własnym zdaniem w takich sytuacjach.
Powodzenia i pozdrawiam!
Staram się i nie ukrywam, że to bardzo oczyszczające.
UsuńDopiero starając się filtrować te wszystkie pochłaniane treści wiem, że muszę mocno walczyć tymsamym o to, by nie zatracić własnej osobowości. Zaczynam ją wygrzebywać spod sterty tych różnych marketingowo-reklamowych śmieci. To nie jest łatwe.
Te smartfony i aplikacje to takie diabelstwo, przez które nawet nie zauważamy momentu w którym się uzależniamy. Sama przeglądam insta codziennie, ale nie mam takiej obsesji, jak np. moje koleżanki, które przed zjedzeniem śniadania fotografują je. :P
OdpowiedzUsuńJa to widzę choćby też po swojej mamie, która kiedyś wychodziła z nami na spacery, zbierać maliny, jagody i inne tego typu. Oglądała z nami filmy, jeździla na rowerze, a teraz jej się nie chce, bo woli oglądać śmieszne koty na youtubie xd Wiem, że to brzmi śmiesznie, ale to był jeden z impulsów, które pomogły mi zauważyć, jak bardzo w tym wszystkim tkwiym. Wieczory z rodziną, a tu wszyscy wpatrzeni (łącznie ze mną) w ekraniczki.
UsuńNo to faktycznie, takie sytuacje otwierają oczy. Ale plusem jest już sam fakt dostrzeżenia problemu. Jest impuls, może uda się zacząć działać. :>
UsuńDobrze,że w porę nadeszła zmiana :)
OdpowiedzUsuńCzasem dobrze zrobić sobie małą przerwę od przyzwyczajeń, albo zmienić je zupełnie :)
OdpowiedzUsuńMi tam zmiana ich na stale bardzo służy :)
Usuńportale społecznościowe potrafią człowieka nieźle zmanipulować i ogłupić. sama łapię się na tym, że bezwiednie sięgam po telefon i przeglądam portale na Instagramie godzinami. w dzisiejszych czasach chyba każdy ma pewną słabość jeśli chodzi o korzystanie z internetu, pewnie przydałby nam się wszystkim porządny detoks. powodzenia we wprowadzaniu zmian, trzymam kciuki!
OdpowiedzUsuń