poniedziałek, 17 czerwca 2024

Leciał w telewizji jakiś brytyjski program o zjawisku otyłości wśród tamtejszego społeczeństwa. Autor winił Brytyjczyków, że wybierają złe produkty spożywcze, bezmyślnie i bezrefleksyjnie. 

ja: no ale przecież to by się musiał zmienić system cały, żeby ludzie w końcu mogli sięgać po dobrej jakości produkty. Wtedy problem by zniknął, a jeśli nie całkiem, to na pewno skala tego zjawiska byłaby mniejsza.

mama: Nie kochanie... system się nigdy nie zmieni. System o Ciebie nie dba. Masz wybór i swoimi wyborami kształtuje się pewne tendencje społeczne, osobiste czy jakie tam jeszcze chcesz uwzględnić. System jedyne, czego chce, to na nas zarobić. Gdzieś mają nasze zdrowie i to, co się z nami stanie. Dlatego tak ważna jest dyskusja, edukacja i tego typu programy. 


Nosz kurde, zachowałam się jak naiwny gówniarz sądząc w wyżej wspomniany sposób. Czasem tak bardzo zaskakuje mnie moja naiwność. A przecież wydaje mi się, że mam więcej oleju w głowie, bo lubię czytać książki, oglądać filmy i słuchać różnych podcastów. Gdzieś tam wciąż mimo wszystko wierzę w czyjeś dobre intencje. Nie wiem, skąd takie nadzieje we mnie, bo już tyle wyprowadziło mnie to na manowce większe lub mniejsze. Już pomijam te wielkie koncerny, uwikłanie w system itp, bo to oczywista oczywistość (jak widać, nie dla mnie hah), ale zdecydowanie zbyt często wierzę w dobrych ludzi. Nie uważam, że ich nie ma, jednak ostatnie sytuacje, nawet te z sąsiedniego poletka i najbliższego otoczenia pokazują, że nie wszystko jest takie, jak mi się początkowo wydaje. Wszyscy dbamy o własne interesy i bycie miłym, ufnym nie zawsze jest dla nas dobre. Spotykają mnie ostatnio sytuacje, które wymagają stawiania solidnych granic. Wiele razy w życiu powinnam była to praktykować, jednak z jakiegoś powodu (błędy młodości, nie będę w to teraz wnikać; zresztą uważam, że to temat na dobrą psychoterapię a nie wpisy na blogu) tego nie robiłam. Teraz mi trudno, ale na szczęście umiem wyczuć moment, kiedy należy to robić. Poniekąd to dla mnie ciekawe doświadczenie próbując tego w praktyce. Trening mózgu. Trening mentalności. 





sobota, 8 czerwca 2024

Moje aktywne życie

Odkąd pamiętam byłam osobą leniwą. Jedynym wspomnieniem aktywności fizycznej jakiejkolwiek w moim przypadku jest okres dzieciństwa, kiedy to biegaliśmy po Istebniańskich konskach depcząc ludziom uprawy, potokach, lasach, skarpach. Potrafiliśmy tak całe dnie, jednak wiadomo - jako dzieci nie traktowało się tego zadaniowo. Po prostu to było i tyle. Kiedy nastąpiła era szkoły i związane z nią zajęcia z wychowania fizycznego - pojawił się problem. To było już narzucane. To było często rano i jak to bywa wczesnym porankiem - energii nie miało się żadnej szczególnie w czasach, gdy wolało nie po nocy pisać z chłopakami, zamiast spać. Poza tym, kto chciałby siedzieć potem ileś godzin w klasie spoconym po takich zajęciach? No nikomu normalnemu, a na pewno nie mnie. Tak się zaczęło uciekanie z wfu i trwało to praktycznie do końca mojej edukacji. Zaczęły smakować kebaby, na które nieraz szło się zaraz po szkole. Chipsy kupowane po drodze ze szkoły, do domu. Słodkie napoje w sklepiku szkolnym. Brak edukacji w szkole na temat zdrowego odżywiania. Mama (kocham Cię i tak, wiem, że chciałaś dla nas dobrze i nie ma w tym ani grama ironii), która co niedzielę zabierała nas na fastfooda a potem jeszcze do babci, gdzie zjadaliśmy jeszcze obiad... Nadwagę miałam odkąd wkroczyłam w okres dojrzewania, jednak to właśnie w dorosłym życiu zaczęło się pojawiać poczucie, że może dobrze by było z tym coś zrobić. Czasem się udawało, czasem nie. Częściej nie. "Tak" nie liczę, bo nie było to zdrowe. 

Aż nagle pojawił się dzień, kiedy nie byłam w stanie schylić się, by założyć skarpetki czy zawiązać buty. Staniki wbijały się w plecy, odparzały się różne miejsca na ciele. Nie pomagały talki, dezodoranty. Człowiek męczył się wychodząc na przystanek. O schodach nie wspomnę. Zmotywowanie się do wykonania podstawowych czynności w domu to była droga przez mękę. Brak energii, rozdrażnienie zajadane kolejnym chipsem, wafelkiem, kebabem i to wszystko w wieku lat 27. Dziś, w wieku lat 30 moje nawyki uległy ogromnej zmianie i mimo, iż sylwetki dalej nie mam takiej, jakbym chciała, to powyżej wspomniane problemy w końcu stały się przykrym wspomnieniem, bo udało mi się schudnąć 17kg. Nieudolność spowodowana nadwagą po prostu mnie załamała. Zwyczajnie się nad tymi skarpetkami popłakałam i zdałam sobie sprawę, że jeśli teraz nic nie zmienię, to z wiekiem będzie mi po prostu trudniej. 

Jest jeszcze wiele rzeczy, które chcę zrobić lepiej w temacie zdrowego odżywiania. Mam jeszcze dobre 15kg do zrzucenia, ale doszłam w końcu do momentu, gdzie odzyskałam sprawność należną mi w tym wieku. A nawet i kurde lepszą. Umiem podnieść ciężką rzecz. Umiem rozciągnąć mięśnie. Ćwiczę je regularnie kilka razy w tygodniu. Dwa lata siłowni pozwoliły mi wypracować nie tylko super bazę pod dalsze gubienie kilogramów, bo może w końcu uda mi się poodsłaniać moje mięśnie, ale przede wszystkim zobaczyłam, jak wiele potrafi mój organizm. Kiedy zechcę, mogę wyjść pobiegać i umiem pokonać całkiem imponujące dystanse w zależności od samopoczucia, gdzie kiedyś samo wyjście po schodach potrafiło mnie wykoleić. Chce mi się na rower? Nie ma problemu. Siadam i jadę i nawet te nasze strome podazdy nie są już dla mnie ogromnym wyzwaniem. Nie jestem senna w ciągu dnia, a nawet jeśli zdarzy się drobny kryzys wystarczy 15 minut drzemki i jestem jak nowo narodzona. Kiedyś przesypiałam nawet całe wieczory, by budzić się przed 22:00 i juz nie móc spać w nocy. 

Nie dowożę jeszcze do końca tematu odżywiania. Z tym mam problem, ale uczę się zmieniać te nawyki każdego dnia i był ostatnio taki moment, gdzie po 2 latach od podjęcia decyzji o odchudzaniu pojawił się kryzys. Bo pójście na siłownię, bieganie, rower, wszelkie aktywności nie stanowiły dla mnie problemu, ale jeśli dieta nie była trzymana to tak na prawdę wszystko to trochę psu na budę. Nie mówię, że to było niepotrzebne - absolutnie. Jednak towarzyszyło mi poczucie, że nie zbliżam się do celu. Gonię w miejscu, jak chomik w kuli, bo bez diety niestety wiele nie zdziałam. Dlatego wiele jeszcze przede mną, ale moja determinacja i nieustępliwość zaskakują momentami mnie samą. I ja wiem, że pewnie wiele osób myśli sobie, że jestem zafiksowana. Jak można poświęcać tak wiele czasu na odchudzanie, zdrowie, aktywność fizyczną. A ja wiem, że to jest klucz, by chociaż trochę zadbać nie tylko o to, jak czuję się teraz, ale przede wszystkim wierzę w to, że mój organizm mi podziękuje na starość. Jeśli zdrowie pozwoli, bo wiadomo, że na pewne rzeczy nie mamy wpływu. 

Dlatego ciało:
Bądź zdrowe
Bądź silne
Bądź wypoczęte, sprawne
Służ mi długo i chciej więcej. Bo możesz.